• Nawilżanie - nie tylko od zewnątrz, kremami itp.lecz WODĄ. Najprostszym sposobem, by nawilżyć skórę jest picie odpowiedniej ilości płynów. Nie można jednak ich wszystkich wsadzić do jednego worka np. słodkie napoje gazowane bardziej nam zaszkodzą, pomimo iż są płynami. Dobrym wyborem jest woda mineralna, nie każdemu jednak odpowiada czysta, więc może być np. o smaku cytryny. Najlepsze są świeżo wyciskane soki z warzyw czy owoców, możemy zrobić to sami w domu, więc mamy pewność, co do ich składu. Jeśli preferujemy herbaty należy uważać, by nie zawierały kofeiny.

• "Jesteś tym, co jesz" - to zdanie odzwierciedla się idealnie na naszej cerze, wszelkie wypryski spowodowane mogą być m.in. przez złą dietę (nie mówimy tutaj o hormonach, bo to inna bajka). Poniższy schemat przedstawia jak złe odżywianie wpływa na skórę twarzy.

• Mycie twarzy wodą gazowaną. Ma ona właściwości odmładzające (zwiększa elastyczność skóry i ją napina), doskonale ją oczyszcza (działa jak delikatny peeling, usuwa martwy naskórek, oczyszcza pory, pozbywając się zanieczyszczeń i łoju), zawarte w niej składniki dotleniają komórki skóry, wyrównuje koloryt skóry. Takie oczyszczenie jest odpowiednie dla wszystkich typów cer.
  
  
  A więc jak to robić?
  -mieszamy wodę gazowaną z wodą kranową w proporcji 1:1
  -moczymy twarz w mieszance na 15s (ewentualnie na tak długo na ile jesteśmy w stanie wstrzymać oddech)
  -osuszamy skórę
  
  
  WAŻNE jest by pamiętać, że nie wolno wykonywać takiego mycia częściej niż 2 razy w tygodniu.

• Kredka do brwi Maybelline Brow Satin. Moja jest akurat w odcieniu Medium Brown, po Dark Brown niestety było pusto, ale myślę, że to nie będzie większy problem. Produkt wydaje się być bardzo ciekawy; z jednej strony znajduje się kredka, a z drugiej taka gąbeczka, którą wypełniamy ubytki. Ja na co dzień używam pomady, co jest troszkę czasochłonne. Myślę więc, że będzie to dobra opcja na szybkie podkreślenie brwi z delikatnym, bardzo naturalnym efektem.

• Selfie Project ultra oczyszczające plastry na nos. Nazwa brzmi jak spełnienie marzeń o czystej skórze. W opakowaniu znajdują się 4 plastry, a co ważne firma ma bardzo dobre składy. Opinie na ich temat są różne, więc kupiłam je z ciekawości jak zadziałają na mnie, te z Cettua niestety u mnie się nie sprawdziły i z tego, co czytałam niewielu osobom pomagają, więc pokładam nadzieję w tych. Od jakiegoś czasu używam innych produktów tej firmy i jestem bardzo zaskoczona jakością w przekładzie do ceny, ale o tym za niedługo pojawi się wpis. 
  
  

• Photo Finish Primer Oil - baza pod makijaż, mieszanka 15 olejków bogatych w lipidy. Z tego, co zauważyłam testując ją na ręce daje półmatowe wykończenie. Daje ładne, nienachalne rozświetlenie.

• Caudalie Beauty Elixir - woda rozświetlająca 100ml (klik). Ładnie koi, odświeża i rozświetla cerę. Ma bardzo przyjemny zapach, idealna by użyć nawet w ciągu dnia np. na makijaż.

• I ostatni już produkt, niedostępny w Polsce z tego co mi wiadomo. W Sephorze są tylko paletki z tej serii. Mowa o Too Faced Sweet Peach Glow. Jest to trio do konturowania. Cudownie wygląda i pięknie pachnie brzoskwinkami. Rozświetlacz nadaje się zarówno na co dzień dając ładny efekt rozświetlenia, jak i na wyjścia, jego intensywność można jak najbardziej stopniować i w dalszym ciągu twarzy taflę. Róż ma brzoskwiniowy odcień, więc jest dość uniwersalny i delikatny. Bronzer niestety nie do końca mi odpowiada, ze względu na to, że ma w sobie drobinki, więc daje lekki połysk, czego ja osobiście nie za bardzo lubię w bronzerach.

Semilac 

NeoNail

     
       Jakiś czas temu postanowiłam zainwestować w maskę peel off Glamglow Gravitymud, której zadaniem jest ujędrnienie i wygładzenie skóry. Cena jest dość wysoka - 229zł za 40g produktu. Słyszałam wiele różnych opinii na temat masek tej firmy - jedni je kochają, a drudzy nienawidzą - więc postanowiłam przekonać się o tym sama. Produkty firmy Glamglow są ogólnie dostępne w Sephorze i Douglasie, jednak na stronie Sephory są praktycznie cały czas kody na -20%, więc jest to dużo bardziej opłacalny zakup. Produkt przychodzi w solidnym opakowaniu, dodatkowo dołączony jest pędzelek, co znacznie ułatwia aplikację maski. Używanie do tego rąk jest znacznie bardziej niewygodne i wręcz niehigieniczne, aczkolwiek wiadomo jest też minus - pędzel pochłania pewną ilość produktu.

Skład prezentuje się następująco:



 Zapach jest dość specyficzny przez, co jednym przypadnie do gustu,a  drugim niekoniecznie. W środku słoiczka maska jest biała, lekko perłowa. Po nałożeniu na twarz z każdą minutą zmienia swój kolor na srebrzysty. Trzeba pamiętać, by nakładać ją w miarę grubo, by później nie było problemów ze ściągnięciem z twarzy.


Po ok 30min należy ją ściągnąć. Maska ładnie odchodzi od twarzy, ściąganie nie sprawia bólu, z czym wiele razy spotkałam się przy tego typu maskach.

A teraz najważniejsze. Czy działa?
Efekty są dość szybko widoczne, jednak czas również działa na plus. Skóra jest znacznie gładsza,  miła w dotyku i "pełniejsza". Wszelkie niedoskonałości się jakby wchłaniają i są dużo mniej i widoczne i wyczuwalne. Skóra jest rzeczywiście w znacznie lepszej kondycji po takiej masce.
A kolejnego dnia była jeszcze przyjemniejsza.

Podsumowując, jeśli Wasz budżet pozwala na taką maskę to jak najbardziej polecam. Działa tak jak zapewnia producent, więc nie są to zwykłe słowa rzucone na wiatr, a efekty są widoczne już po jej ściągnięciu.

Twoje paznokcie są kruche, cienkie, rozdwajają się na każdym kroku i nie wiesz już co masz z tym zrobić? Nie jesteś sama, przechodziłam przez to samo, do czasu! Miałam paznokcie w całkiem dobrym stanie i wtedy wpadłam na cudowny pomysł przedłużenia ich, który w efekcie był tragiczny. Po ściągnięciu żeli moje paznokcie były jak listki, nie nadawały się do niczego, dodatkowo miałam uszkodzoną macierz. Ścięłam je i katowałam odżywkami jakie tylko znalazłam, jednak nic to nie dawało. Nie dała rady nawet Eweline 8w1. W desperacji szukałam jakiegokolwiek sposobu, by je uratować. Wtedy trafiłam na temat manicure japońskiego i bez zastanowienia zamówiłam swój zestaw. Jeśli jednak nie jesteście pewne czy na Was to podziała najlepiej udać się do kosmetyczki i przekonać się na własnej skórze.


Czym jest w ogóle manicure japoński? To zabieg mający na celu dogłębną regenerację paznokci zniszczonych różnymi zabiegami lub też takimi, które po prostu są w słabej kondycji. Nadaje paznokciom blask, a także wzmacnia je w składniki naturalne (m.in. witaminy A + E), keratynę, pyłek pszczeli oraz krzemionkę z Morza Japońskiego.

W zestawie znajdują się:
Pasta( która wcierana w paznokcie dostarcza im witaminy i nadaje perłowego blasku) i puder(który pomaga lepiej wchłonąć się składnikom pasty) P.Shine, 2 polerki (zielona i różowa), 3 bardzo drobne pilniczki, szpatułka i 2 ściereczki.
Z opakowania niestety za dużo się nie dowiemy, chyba, że umiemy dany język. Aczkolwiek ja szukałam informacji na różnych forach. Nadal nie jest to na tyle rozpowszechniony zabieg jak powinien być z racji swoich wręcz cudownych skutków. Paznokcie zaraz po wykonaniu wyglądają o wiele lepiej, na dużo zdrowsze. Osobiście wykonywałam go raz w tygodniu i po ok. miesiącu odczułam ogromny skok w stanie moich paznokci. Stały się twardsze, nie rozdwajały się, widać było, że są idealnie odżywione.


 JAK WYKONAĆ MANICURE JAPOŃSKI W                                       DOMU?

KROK 1          
   ZMATOWIENIE PŁYTKI

Dzisiaj weźmiemy pod lupę paletkę od Kylie - Kyshadow The Bronze Palette. Przyszła po ok. 2 tygodniach od zamówienia wraz z pomadkami, ale o nich kiedy indziej. Paletka kosztuje 42$, czyli ok. 170zł + koszta wysyłki ok.60zł. Jednak jeśli zrobimy zakupy powyżej 60$ wysyłka jest gratis, więc znacznie lepszym wyjściem jest kupienie kilku produktów na raz lub zrobienie zamówienia z kimś innym. Paletka przychodzi dobrze zabezpieczona, więc mamy pewność, że w czasie transportu nic się z nią nie stanie.

A tak prezentuje się po otwarciu. Cienie są świetnie dobrane, po prostu jest piękną nude'ową paletą. Znajduje się w niej 9 cieni; 2 połyskujące cienie i 7 matowych. W palecie znajdują się głównie ciepłe odcienie.



Swatche prezentują się następująco.Po lewej stronie z lampą, po prawej - bez.  Zrobione są po kolei poziomo. Jak widać pigmentacja jest mega, wszystkie wykonane są po jednym pociągnięciu. Cienie w dotyku nie są suche, są bardzo mięciutkie, co również na plus. Bardzo ładnie się blendują, nie osypują się(wyjątkiem są dwa błyszczące cienie, ale trudno znaleźć błyszczące cienie, które by się nie osypywały w żadnym stopniu).



OCZY: Baza Urban Decay  Primer Potion '"Original". Na całą powiekę, aż pod łuk brwiowy nałożyłam "Jasper". W zewnętrzny kącik oraz na załamanie powieki "Topaz". Na środek powieki "Quartz". Załamanie powieki ociepliłam jeszcze tym cudownym pomarańczem "Citrine". Na zewnętrznej części dolnej powieki "Tiger Eye".Wewnętrzny kącik rozświetliłam rozświetlaczem z Inglota. Na linię wodną: kredka cielista z Zoeva. Tusz Estee Lauder Sumptuous Extreme.
USTA: Jeffree Star Velour Liquid Lipstick "Mannequin".

Witam ponownie :)! Dzisiaj opowiem o ulubieńcach 2016r., czyli produktach, bez których nie wyobrażałam sobie życia w ubiegłym roku odkąd je posiadam. Szukając ideałów, to właśnie te produkty zawładnęły moim sercem i mam nadzieję, że 2017r. przyniesie jeszcze więcej perełek. w tym poście zawarta będzie zarówno kolorówka, jak i pielęgnacja. W niektórych przypadkach wybór przychodził bez zastanowienia, ale nad niektórymi długo się zastanawiałam, ale trzeba wybrać najlepsze, więc nie przedłużając zapraszam do lektury




Zacznijmy więc od początku, czyli od bazy. Bazą roku została u mnie POREfessional marki Benefit. Świetnie wygładza pory dając efekt jednolitej cery. Kolejny krok - podkład. Za najlepszy jaki używałam uważam Smashbox Studio Skin. Mam cerę mieszaną, przetłuszczającą się w strefie T i długi czas szukałam podkładu, który spełniałby moje wymagania. Jedną warstwą uzyskujemy średnie krycie, nałożony zwilżonym Beauty Blenderem daje naprawdę "naturalnie" wyglądającą, świeżą cerę (jeśli można powiedzieć, że podkład na twarzy wygląda naturalnie).
Teraz pora na korektor. Moim zdecydowanym ulubieńcem wśród korektorów został Radiant Creamy Concealer od NARS. Krycie to marzenie, niewielka ilość zakrywa wszelkie cienie pod oczami, a muszę przyznać, że jestem posiadaczką dość sporych. Nie zbiera się w załamaniach za co również ogromny plus dla niego. Kiedy cały "tynk" już na twarzy pora go utrwalić! I w tej sprawie wygrywa u mnie puder RCMA. Mat jaki po sobie pozostawia jest trwały, ale nie tępy. Jest transparentny, więc odpowiedni dla każdego odcienia skóry i co najważniejsze nie bieli twarzy, jak ma w zwyczaju wiele "transparentnych" produktów. Na koniec zostaje już tylko scalić nasz makijaż i do tego świetnie sprawdza mi się fixer z inglota. Odbiera pudrowość twarzy i scala wszystko jakbyśmy nałożyły na skórę tylko jeden produkt.



                                 


Po twarzy czas na moje oczko w głowie, czyli brwi. Przez ten rok chyba najwięcej produktów wypróbowałam właśnie do brwi szukając ideału i póki co od kilku miesięcy istnieje dla mnie tylko pomada z Inglota. Daje wiele możliwości, można uzyskać nią precyzyjnie wyrysowane brwi, jak i lekko je podkreślić - wszystko zależy od naszego upodobania. Przymierzam się jeszcze do kupna pomady ABH, ale póki co Inglot jest ulubieńcem. Do tego używam pędzla Hakuro h85 - precyzyjny, cieniutki, idealny do brwi, chociaż szkoda, że nie posiada grzebyczka z drugiej strony. Skończone brwi utrwalam żelem z Estee Lauder; nie skleja brwi, trzyma się aż do momentu zmycia.



Pora na oczy. Jako bazy używam Urban Decay Eyeshadow Primer i to był strzał w dziesiątkę. Przedłuża trwałość makijażu, cienie bardzo dobrze się na niej blendują, nie rolują się, jest bardzo wydajna i na pewno warta swojej ceny. Paletki ABH Modern Renaissance i UD Ultimate Basics to cuda świata makijażowego. W obu przypadkach cienie są świetnej jakości, pigmentacja bomba, blendują się wręcz same - paletki idealne. UD jest idealna do codziennego, delikatnego makijażu.





W tej kategorii pominęłam zalotkę, używam jej dość rzadko ze względu, iż moje rzęsy pomimo bycia naturalnie długimi nie chcą się kompletnie podkręcać, efekt jest bardzo krótkotrwały, ale może w końcu coś na to poradzę :( Idealnego tuszu poszukiwałam kilka dobrych lat i w końcu mi się udało. Kupiłam go całkowicie przypadkowo z polecenia Pani w Douglasie za co jestem jej dozgonnie wdzięczna! Primer(Little Black Primer)  przyciemnia rzęsy i nawet bez nakładania tuszu już wyglądają ładnie, daje wtedy efekt naturalnie długich i ciemnych rzęs. Tusz(Sumptuous Extreme) to dla mnie bajka. Rzęsy są po nim cudownie długie, nie skleja ich, daje efekt niemalże sztucznych rzęs. Ostatni krok - cielista kredka na linię wodną. Najlepiej sprawdziła mi się Zoeva Sofr Kohl Karnat. Rozświetla spojrzenie i optycznie powiększa oko, utrzymuje się cały dzień.

Hej! Nazywam się Patrycja i mam 17 lat, mieszkam w Rzeszowie. Makijażem interesuję się od ok. 2 lat, wcześniej nie przywiązywałam większej wagi do wyglądu, co teraz uważam za wielki błąd i aktualnie wciąż pozbywam się tego konsekwencji. Na swoim blogu będę publikować posty dotyczące makijażu, jak i wielu rzeczy z nim związanych. Tak więc można będzie tu znaleźć zarówno kolorówkę jak i pielęgnację, która jest bardzo bliska mojemu serduszku i oczywiście jest bardzo ważnym elementem, by przygotować dobrze twarz pod makijaż. Będzie można znaleźć tu wiele recenzji produktów zarówno drogeryjnych, które są powszechnie dostępne, jak i tych z wyższej półki. Aktualnie sporą część mojego czasu spędzam na testowaniu produktów, znajdowaniu swoich perełek. W ciągu tej drogi przewijam się jednak przez kompletne buble. Tak więc co jakiś czas pojawią się również i posty z moimi aktualnymi ulubieńcami oraz produktami, które mnie rozczarowały.Od czasu do czasu chciałabym również poruszać temat manicure.  Poniżej wstawię zdjęcie mojego codziennego makijażu, czyli takiego dość minimalistycznego, bez niczego szczególnego oraz przykładowe zdjęcie makijażu, który wykonałam.